czwartek, 27 listopada 2014

Chrzest.

W zeszłą sobotę odbył się Chrzest Święty naszego Synka. Bałam się strasznie, ale niepotrzebnie, bo nasz synuś był bardzo grzeczny- prawie całą mszę przespał, a na polewaniu główki nawet nie zapłakał. ;) Za to w niedzielę było dużo gorzej- Filipek był strasznie marudny i chyba sam do końca nie wiedział, czego chciał... Myślę, że po prostu tak odreagowywał nadmiar wrażeń po "imprezie"- dużo ludzi, głośne rozmowy, zamieszanie.. za dużo bodźców. Na szczęście wszystko wróciło do normy.
Dziś z mężem stwierdziliśmy, że pasowałoby coś kupić Filipkowi z pieniędzy, które otrzymał, a że z wyprawkowych artykułów brakowało nam tylko maty, to wybór był prosty. Zdecydowaliśmy się na matę edukacyjną Fisher Price Rainforest, ale póki co, to my jesteśmy nią bardziej zachwyceni niż Filip. :) Mam nadzieję, że z dnia na dzień i on się przekona.

Za 2 dni mój syn kończy 3 miesiące! A ja siedzę i myślę "kiedy to zleciało?!".. za niedługo pół roku, potem roczek.. ten czas zdecydowanie za szybko leci..

czwartek, 13 listopada 2014

Pomoc męża.

Jestem szczęśliwa, że mam Męża. Jestem szczęśliwa, że mam TAKIEGO Męża. Nawet o kimś takim nie marzyłam... Jesteśmy razem ponad 5 lat, jako mąż i żona rok i 3 miesiące. I te lata są najwspanialszymi latami w moim życiu.
Od samego początku wiedziałam, że będę mogła na niego liczyć. Pomaga we wszystkim, stara się, by było jak najlepiej. Zawsze to doceniałam, ale jeszcze większą wartość zyskało to po urodzeniu Filipa. Bałam się, że tacierzyństwo go przerośnie, że będzie "uciekał" do innych zajęć, że będzie szukał wymówek, że zostanę ze wszystkim sama. Niepotrzebnie się martwiłam :) Jest wspaniałym ojcem! Wracając z pracy pierwsze co robi, to biegnie się przywitać z synem, zabawia go, rozmawia z nim, przytula i całuje.. Coś wspaniałego :)
Widokiem, którego nigdy nie zapomnę, jest moment, w którym przewieziono mnie do sali pooperacyjnej, gdzie czekała na mnie mama i zapłakany mąż z Filipkiem na rękach.. Po prostu coś we mnie wtedy pękło i ryczałam jak głupia razem z nim.. Oczywiście ze szczęścia! Nasz Syn, wyczekiwany, upragniony, najpiękniejszy na świecie w końcu był z nami! Mama gdy wspomina tą sytuację, zawsze ma łzy w oczach.. Mówi, że nigdy nie widziała mojego męża w takim stanie- radość, wzruszenie, szczęście.. ciężko to opisać.. :)
Mąż stara się jak może- gdy jest w domu, rano wychodzi z Filipkiem z sypialni, bym mogła odespać nocne wstawanie. Nawet jeśli jest to godzina jest ona zbawienna, bo wiem, że syn jest w dobrych rękach i nie muszę zrywać się z łóżka na każde zakwilenie. Czasem i popołudniu dzięki temu udaje się urwać godzinkę na jakąś drzemkę. Mam również w ciągu dnia "czas dla siebie"- mogę pomalować paznokcie, zrobić make-up, poczytać książkę, nadrobić zaległości w Internecie, czy chociażby oglądać seriale w TV. Oczywiście mąż też ma czas dla siebie, żeby nie było, że go tak wykorzystuję ;)
Myślę, że dzięki takiemu podejściu jest nam dużo łatwiej. Nikt nie chodzi niewyspany, umęczony, każdy ma w ciągu dnia chociaż chwilę tylko dla siebie.
Wiadomo, że nie codziennie jest tak kolorowo, bo trzeba posprzątać, ugotować obiad, poprać, poprasować, ale dużo łatwiej i szybciej idą te czynności, gdy nie trzeba co 2 minuty podchodzić do wózka czy łóżeczka, by podać wypluwany smoczek, czy nakręcić pozytywkę.
Także.. jestem szczęśliwa, że mam TAKIEGO męża.

A Fifciu na pewno jest szczęśliwy, że ma takiego Tatę. :)

poniedziałek, 10 listopada 2014

Porodowo-połogowe wspomnienia.

Filip od samego początku płata nam figle. Na każdej wizycie usg (a miałam je co dwa tygodnie!) przybierał inną pozycję. Nie zdarzyło się, by pozycja była ta sama przez 2 wizyty. Pośladkowo, poprzecznie, główkowo (aż dwa razy..), sam ginekolog nie mógł uwierzyć, bo "ponoć" dziecko zostaje w pozycji, którą przybrało w 30 tygodniu. Nie mój syn.
 W 35 tygodniu o mało matki o zawał nie przyprawił. Nie ruszał się cały dzień i nic na niego nie działało- ani szturchanie brzuchem, ani delikatne potrząsanie, ani czekolada, ani cola.. Próbowałam rzeczy, które zawsze na niego działały i nic. Cisza. Spanikowani pojechaliśmy do mojego gina, stwierdził, że wszystko jest ok, ale na wszelki wypadek mam się położyć w szpitalu na kilkudniową obserwację. Był to 6 sierpnia. Oczywiście płacz, złość i panika, bo szpitali to ja się boję.. Ale dla zdrowia Maluszka wszystko. Przy przyjęciu ginekolog zrobił USG, Fifi ułożony pośladkowo, wszystkie parametry w normie, ale zapobiegawczo 2 razy dziennie KTG.
Dni mijały, mój wypis odkładany był na kolejne dni, ja łapałam jakąś deprechę- brak męża obok, nie wiedziałam co dalej, nie wiedziałam kiedy mnie wypuszczą, płacz noworodków z położniczego (który był za drzwiami) doprowadzał do szaleństwa, bo już chciałam mieć moje maleństwo przy sobie, a tu jedna wielka niewiadoma.. Do tego codziennie na KTG położne miały problem znaleźć tętno dziecka, więc prawie osiwiałam w tym szpitalu...
26 sierpnia ordynator zdecydował, że zrobią badanie USG i jeśli wszystko będzie ok, pójdę do domu. Ginekolog stwierdził, że Filip ułożony jest.. główkowo, więc czekamy do terminu! Termin wyznaczony miałam na 10 września, więc depresja level hard. Stwierdzili, że mam poczekać na swojego gina, który za 2 dni wraca z urlopu. Wziął mnie na kolejne badanie USG- nasz urwis już ułożony był poprzecznie! Ginekolog zdecydował o cesarskim cięciu, które miało odbyć się kolejnego dnia.

Tak więc.. 29.08.2014 o godzinie 7.42 na świat przyszedł nasz cudowny synek Filip Konstanty. Ważył 3250g i miał 52 cm, dostał 10 punktów w skali Apgar.
Po 26 dniach męczarni w szpitalu mogłam wrócić do domu. Właściwie mając synka przy sobie było mi już wszystko jedno. :) Wiem tylko, że pierwszych chwil zaraz po porodzie spędzonych z mężem i synem nie zapomnę nigdy. Płakałam ze szczęścia..

Pierwsze dwa tygodnie po porodzie? MASAKRA. Totalna. Byłam mega obolała, zmęczona, do tego dopadł mnie baby blues. Płakałam z każdego powodu- bo dziecko płacze, bo nie śpi, bo ja sobie nie radzę, bo to wszystko moja wina... Dokładając do tego początki karmienia piersią, które były koszmarne (krwawiące, bardzo bolące sutki- przy każdym karmieniu przygryzałam wargi i ze łzami w oczach modliłam się, by Filip skończył już jeść), to dziwię się, że moi najbliżsi przy mnie nie zwariowali. Co jest w tym wszystkim najważniejsze? Że to MIJA z czasem. Brzuch przestał boleć, baby blues odpuścił, karmienie piersią (po wygojeniu sutków) stało się przyjemnością.
Od tamtej pory cieszę się każdym dniem, nie obwiniam się za każdą pierdołę jak wcześniej, nie szukam na siłę powodów do dołowania się.. Nie ma to sensu. :)

niedziela, 9 listopada 2014

No to zaczynamy!

Od zawsze chciałam prowadzić bloga- kilka razy do tego podchodziłam, ale jak szybko zaczynałam, tak szybko kończyłam. Ze zwykłymi pamiętnikami było tak samo- najpierw szukałam pięknego zeszytu (w którym, swoją drogą, żal mi było pisać), nocami myślałam, jak zacząć i kończyłam na dwóch pierwszych wpisach. No cóż. ;)
Tym razem mam nadzieję, że będzie inaczej. Tym razem mam większą motywację. Dużo większą. 10 tygodni temu zostałam mamą cudownego Filipka. Razem z jego tatą (a moim mężem) staramy się ogarnąć nową sytuację.
Chcę mieć swoje miejsce w sieci, w którym będę mogła pisać o naszym Synku, o jego rozwoju, o blaskach i cieniach macierzyństwa, o radościach dnia codziennego. Chwile uciekają tak szybko, nasz syn zmienia się z dnia na dzień... Tu będę mogła te chwile "zatrzymać", będę mogła do nich wracać, ilekroć będę chciała. Kto wie, może kiedyś pokażę bloga synkowi? ;)