poniedziałek, 10 listopada 2014

Porodowo-połogowe wspomnienia.

Filip od samego początku płata nam figle. Na każdej wizycie usg (a miałam je co dwa tygodnie!) przybierał inną pozycję. Nie zdarzyło się, by pozycja była ta sama przez 2 wizyty. Pośladkowo, poprzecznie, główkowo (aż dwa razy..), sam ginekolog nie mógł uwierzyć, bo "ponoć" dziecko zostaje w pozycji, którą przybrało w 30 tygodniu. Nie mój syn.
 W 35 tygodniu o mało matki o zawał nie przyprawił. Nie ruszał się cały dzień i nic na niego nie działało- ani szturchanie brzuchem, ani delikatne potrząsanie, ani czekolada, ani cola.. Próbowałam rzeczy, które zawsze na niego działały i nic. Cisza. Spanikowani pojechaliśmy do mojego gina, stwierdził, że wszystko jest ok, ale na wszelki wypadek mam się położyć w szpitalu na kilkudniową obserwację. Był to 6 sierpnia. Oczywiście płacz, złość i panika, bo szpitali to ja się boję.. Ale dla zdrowia Maluszka wszystko. Przy przyjęciu ginekolog zrobił USG, Fifi ułożony pośladkowo, wszystkie parametry w normie, ale zapobiegawczo 2 razy dziennie KTG.
Dni mijały, mój wypis odkładany był na kolejne dni, ja łapałam jakąś deprechę- brak męża obok, nie wiedziałam co dalej, nie wiedziałam kiedy mnie wypuszczą, płacz noworodków z położniczego (który był za drzwiami) doprowadzał do szaleństwa, bo już chciałam mieć moje maleństwo przy sobie, a tu jedna wielka niewiadoma.. Do tego codziennie na KTG położne miały problem znaleźć tętno dziecka, więc prawie osiwiałam w tym szpitalu...
26 sierpnia ordynator zdecydował, że zrobią badanie USG i jeśli wszystko będzie ok, pójdę do domu. Ginekolog stwierdził, że Filip ułożony jest.. główkowo, więc czekamy do terminu! Termin wyznaczony miałam na 10 września, więc depresja level hard. Stwierdzili, że mam poczekać na swojego gina, który za 2 dni wraca z urlopu. Wziął mnie na kolejne badanie USG- nasz urwis już ułożony był poprzecznie! Ginekolog zdecydował o cesarskim cięciu, które miało odbyć się kolejnego dnia.

Tak więc.. 29.08.2014 o godzinie 7.42 na świat przyszedł nasz cudowny synek Filip Konstanty. Ważył 3250g i miał 52 cm, dostał 10 punktów w skali Apgar.
Po 26 dniach męczarni w szpitalu mogłam wrócić do domu. Właściwie mając synka przy sobie było mi już wszystko jedno. :) Wiem tylko, że pierwszych chwil zaraz po porodzie spędzonych z mężem i synem nie zapomnę nigdy. Płakałam ze szczęścia..

Pierwsze dwa tygodnie po porodzie? MASAKRA. Totalna. Byłam mega obolała, zmęczona, do tego dopadł mnie baby blues. Płakałam z każdego powodu- bo dziecko płacze, bo nie śpi, bo ja sobie nie radzę, bo to wszystko moja wina... Dokładając do tego początki karmienia piersią, które były koszmarne (krwawiące, bardzo bolące sutki- przy każdym karmieniu przygryzałam wargi i ze łzami w oczach modliłam się, by Filip skończył już jeść), to dziwię się, że moi najbliżsi przy mnie nie zwariowali. Co jest w tym wszystkim najważniejsze? Że to MIJA z czasem. Brzuch przestał boleć, baby blues odpuścił, karmienie piersią (po wygojeniu sutków) stało się przyjemnością.
Od tamtej pory cieszę się każdym dniem, nie obwiniam się za każdą pierdołę jak wcześniej, nie szukam na siłę powodów do dołowania się.. Nie ma to sensu. :)

3 komentarze:

  1. No to długą drogę przeszłaś! Ale, jak piszesz wszystkie te ciężkie chwile mijają, a potem jest już tylko lepiej :) życzę wytrwałości i przyjemności w dalszym pisaniu, no i oczywiście koniecznie pokaż nam tego Filipka! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak blizna po CC? Bardzo widoczna? Mam nadzieję, że za miesiąc i mnie wszystko przestanie boleć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję nowego członka rodziny :-) mnie strasznie przeraża baby blues. Chyba nawet bardziej niż sam poród. Na razie sobie tłumaczę że dam radę i mam nadzieję, że faktycznie DAM RADĘ :-)
    pozdrawiam,
    diabelnieanielska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń